niedziela, 24 lipca 2016

Między pracami

Właśnie powróciłam ze świetnego koncertu i jestem naładowana tak pozytywną energią, że koniecznie się muszę z wami podzielić!
Co tydzień (jak wydedukowałam) w Lake George odbywają się koncerty. Dziś był to koncert bluesa - zespół złożony z dwóch gitar, basowej i elektrycznej, perkusji i harmonijki ustnej oraz kobiety, która powalała swoim głosem. Natknęłam się na to wydarzenie przypadkiem. Po jakiś trzech godzinach wegetowania po pracy z dziewczynami z Polski, postanowiłam przejść się po uroczej mieścince. Pan M jeszcze był w pracy, więc samotnie przemierzałam ulice.
Koncerty są w miejscu dla wszystkich dostępnym, na otwartej przestrzeni. Zatem trafić tam nie jest trudno. Dziwię się tylko że wcześniej tego miejsca nie znaliśmy.
Oczywiście Amerykanie nie mają żadnych zahamowań, więc koncert został przez wielu przetańczony. Spotkałam tam nawet kupele z pracy, taką Turczynkę, bardzo miłą, lubię mieć z nią zmiany.

A co robimy po i między pracą?
Oprócz snu, który zdecydowanie zajmuje najwięcej czasu, co nie powinno nikogo dziwić, ponieważ po pracach często nie mam siły już na nic, spotykamy się ze znajomymi. Okazuje się ze nasz Crazy House, jakże obleśny, stał się domem dla wielu studentów, dzięki temu możemy ich, niejako przy okazji, poznać. Głównie przyjechali tu młodzi z Turcji, Polski, Macedonii i to właśnie z tymi narodowościami głównie pracujemy. Oczywiście najliczniejszą grupą w pracy są Amerykanie, co mnie osobiście bardzo cieszy, bo można z nimi pogadać. Po to tu w końcu też jesteśmy, żeby mieć kontakt z żywym językiem. I nie ma co ukrywać, że nie tak znowu rzadko, mam problem ze zrozumieniem ich. Amerykanie mają to do siebie, że mówią niewyraźnie, szybko, jakby niestarannie. Nigdy jednak nie spotkałam się z nieprzyjemnym ktosiem, który miał pretensje, że musiał powtórzyć raz jeszcze swoje słowa, żebym mogła lepiej zrozumieć. Są bardzo przychylni i zawsze chętni do pomocy.

Co do naszego zakwaterowania, już się przyzwyczailiśmy do tej rzeczywistości. Praktycznie codziennie pojawiają się tu nowe owady, ponieważ jedno z naszych okien jest wiecznie otwarte (nie jesteśmy w stanie go zamknąć...). W takich momentach przybywa na ratunek Pan M i pozbawia życia takie stworzenie, a ja mogę spokojnie iść spać.

Ciesząc się swoimi wakacjami, pozdrawiamy z Lake George!
M&M


czwartek, 21 lipca 2016

Nasz czas wolny :)

Już zaklepane - 2/3 sierpnia wybieramy się do Portland z kolegą Michała z pracy. On posiada auto, więc nie będzie problemu z dostaniem się tam. Wreszcie gdzieś pojedziemy! W ogóle na ten ostatni miesiąc mamy dużo planów, ale o tym napiszę jak uda nam się te plany spełnić.

W ramach rozrywki i rozluźnienia wybraliśmy się z Panem M na minigolfa. Dostaliśmy z pracy darmowe wejściówki na niektóre atrakcje w okolicy i postanowiliśmy je wykorzystać! Zabawa była przednia! Nie spodziewałam się, że sprawi mi to taką frajdę. To głównie M nalegał żebyśmy poszli, ale teraz to ja chce tam wrócić... :)

Oto kilka zdjęć jak to nam było. Proszę nie oceniać nasze techniki grania, jesteśmy absolutnie laikami w tej kwestii. To był nasz pierwszy raz na minigolfie, ale z pewnością nie ostatni. Pokonaliśmy razem 18 dołków. Wygrał oczywiście M, ale ja się nie zrażam, bo nie było wcale takiej dużej różnicy w punktacji. ;)





Haha, patrzcie jak ja trzymam ten kij... I jaka jestem pochylona... Sportowca ze mnie nie zrobią;)




Główną rozrywką tutaj w Lake George są spotkania z ludźmi. Mieszkamy na tyle blisko siebie i jest tu na tyle dużo studentów, że praktycznie codziennie można by z kimś posiedzieć. Oczywiście odbywają się tutaj również imprezy dla nas studentów, ale my zazwyczaj nie jesteśmy na nie wpuszczani, bo nie mamy jeszcze 21 lat. Pan M ten wiek osiągnie kilka dni przed zakończeniem pracy tutaj, a ja już w czasie podróży, wiec może się uda, że spędzę je w jakim kanionie:)

Można posiedzieć na plaży, pospacerować po okolicy, bo tu wszędzie wokół są lasy i góry. Także jest co robić, jak tylko znajdziesz na to czas i siłę. 

Do rozrywki mogę zaliczyć również podcinanie włosów Pana M ;) Dla mnie to jest świetna zabawa. A co ciekawe, kiedy M pojawił się w nowej fryzurze (czyli troszkę krótszych włosach) od razu dwóch chłopaków się do mnie zgłosiło, że oni też by bardzo chcieli. Cóż może rzeczywiście minęłam się z powołaniem...

Szczęśliwi, M&M

piątek, 15 lipca 2016

jak to u nas jest...

Wczoraj spotkało mnie obsolutnie coś niesamowitego. Pracując sobie spokojnie na statku, obsługiwałam  klientów z Korei czy może Japonii, nie mam pojęcia z jakiego kraju dokładnie. Było to małżeństwo z swoim synem - około 30 latek. Tylko syn mówi po angielsku, wiec to tylko z nim się porozumiewałam werbalnie. I jak to zwykle bywa pytał czy na okres wakacji przyjechałam. Na to ja wyrecytowałam, niemalże na pamięć już, bo tyle razy to powtarzam, że biorę udział w studenckiej wymianie Work&Travel. I kolejne standardowe pytanie - co studiuje. Moja odpowiedz była krótka za to z uśmiechem na twarzy, bo zawsze gdy myśle że studiuje wzornictwo to robi mi się przyjemnie. Rogal na twarzy zrobił się jeszcze większy kiedy powiedział ze jest projektantem mody! Byłam w szoku! Okazało się, że pracuje w Nowym Yorku dla bardzo znanych marek jak nawet Saint Laurent (a ten dom mody najeży do moich ulubionych). Co najważniejsze poprosił o kartkę na której podał swojego prywatnego maila i numer telefonu (z dopiskiem ze bardzo miło było mnie poznać), żebym się z nim skontaktowała, ponieważ może załatwić mi praktyki  właśnie w Wielkim Jabłku. 
Kolejny pozytyw podróżowania - nigdy nie wiesz co cię spotka i czy akurat nie stanie na twojej drodze osoba, która zaproponuje ci praktyki w centrum świata. Ja osobiście, nie wiem jak mam dziękować Bogu i rodzicom za to, że mogłam się znaleźć za oceanem. Ciągle jestem wszystkim zachłyśnięta a tu napotykają mnie ciągle same niesamowite spotkania i doświadczenia. 

Teraz zmiana tematu, powróćmy do codzienności i tego, że nasze życie opiera się na pracy, zarobkach na to żeby zobaczyć te wszystkie niesamowite miejsca. Skupiamy się na tym, żeby oszczędzać pieniądze, które zarobimy. Przyznam szczerze nie jest to proste. Pojechaliśmy raz do autletów i każde z  nas zostawiło tam pieniądze. Ale jak zarabia sie w dolarach te ceny tu wcale nie są wysokie. I można często znaleść naprawdę duże przeceny. Śmieję się, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy tam byliśmy… Oczywiście życie tutaj też kosztuje, mam tu na myśli głownie zakwaterowanie i jedzonko. 
Generalnie najlepszą pracą dla studentów, jak my, jest kelnerowanie, bo oprócz normalnej wypłaty, dostajemy również napiwki. Z nich udało nam się zebrać niemałą sumę. Ustaliliśmy, ze napiwki wrzucamy razem do jednej skarbonki i z nich będziemy opłacać nasze zakwaterowanie. Co się okazało, ze udało nam się już zebrać kwotę która pozwoli nam opłacić zakwaterowanie do końca naszego pobytu w Lake George. Teraz już tylko odkładamy na podróże!
Myśle, że mogę wyznać, nasz najnowszy plan - jeszcze w trakcie pracy polecieć na Florydę! Mnie ta myśl mobilizuje do pracy i oszczędzania w 100%. 

Tu kilka zdjęć z naszego wspólnego miejsca pracy: tak wygląda nasz statek San Sacramento!




A takie mamy widoki, kiedy płyniemy. Uwielbiam miejsce w którym pracujemy, bo są tak piękne widoki, że jak tylko mam chwilę przerwy lecę do okien podziwiać naturę. 



A to już nasz post, miasteczko Lake George:



Pogoda płata nam tutaj figle. Pisałam ostatnio, że były upały. Następnego dnia zaczęło padać i tak pada przez ostatnie dwa dni. Śmiejemy się tutaj z innymi ze są dwie opcje pogodowe: albo upał na całego, albo deszcz. Temperatura jednak poniżej 15 stopni nie spada. Każdy pokój nawet w Crazy Housie jest wyposażony w klimatyzację. 

Doszły wreszcie nasze nowo nabyte przewodniki! Będąc w Muzeum Historii Naturalnej wpadł nam w oko przewodnik o Parkach Narodowych, które przecież w ogromnych ilościach chcemy zwiedzić. Znaleźliśmy tańszą jej wersje w internecie i przy okazji kilka innych ciekawych pozycji (jak widzicie na załączonym obrazku), które na pewno nam się przydadzą. Co więcej, kilka z nich jest używana i za nie zapłaciliśmy kilka dolarów. 
Moja ulubiona to o sekretach parkach narodowych;) Nie było na Pana M zdziwieniem, że przy pierwszym obcowaniu z książką od razu znalazłam rozdział z Yellowstone… Nie wiedziałam, że to może nastąpić, ale jeszcze bardziej zaczęłam się cieszyć na zwiedzanie. 
Dowiadując się różnych ciekawostek na temat tych niesamowitych miejsc, stwierdzam, iż absolutnie trzeba mieć sporo czasu na zgłębianie ich. Wiem, żadne odkrycie. Chodzi mi o to że nie chce być w tych miejscach tylko przez moment żeby zaliczyć. Właśnie jak ma się czas na odkrywanie ich, wtedy  dopiero sprawia to największą przyjemność. tak przynajmniej mi się wydaję. 

Wszystkie przewodniki są w języku angielskim co dodatkowo mnie cieszy, ponieważ chcę mieć styczność również ze słowem pisanym w tym języku.


M&M



czwartek, 7 lipca 2016

codzienność nasza

Po ponad 2 tygodniach pobyt w Lake George (które szczerze uwielbiamy) udało nam się znaleźć drugie prace. Pan M jest kelnerem w kawiarnio/ restauracjo/ barze (nie mam pojęcia jak to nazwać). W każdym razie jak to na kelnera przystało zdarza mu się przynieść jakieś napiwki.
Ja za to w godzinach porannych sprzątam w hostelu. Dodatkowo pewne małżeństwko zaproponowało mi opiekę nad ich synem. Miałam początkowo sprzątać u nich apartamenty, ale maja aktualnie wystarczająco dużo pracownikow. Chłopczyk jest chory na downa, ale jest absolutnie przecudowny i jak to zwykle bywa z osoba z tym syndromem przytula się, okazuje radość i jest bardzo bezpośredni. Nic dziwnego, że skradł moje serce :)

Oczywiście ciągle główną naszą pracą jest kelnerowanie na statku. Mamy takie szczęście, że dostajemy jedzonko w tejże pracy. Jest całkiem smaczne i zdaje się najzdrowsze jakie możemy tutaj mieć. Oczywiście sami też często pichcimy. Dla przykładu ostatnio zrobiłam amerykańskie naleśniki i nie kryjąc zadowolenia przyznam wyszły całkiem dobre. Nie zrobiliśmy zdjęcia, ponieważ ich podanie nie wyszło tak idealnie jak na tych wszystkich zdjęciach pożądnych blogów. Ale jak dojdę do wprawy na pewno pokażemy jak wyglądają w moim wykonaniu.

Ostatnimi dniami pogoda daje nam w kość - osiąga średnio 35 stopni, co podczas pracy jest dość uciążliwe. Jednak dzielnie zmagamy się z trudnościami, ponieważ mamy w perspektywie niesamowitą podróż. Okazało się, że możemy wyjechać stąd wcześniej niż się umawialiśmy z naszym pracodawcą. To da nam więcej czasu na zwiedzanie! Prawie miesiąc w aucie przemieszczając się w wymarzone i zaplanowane miejsca. Nie mamy zatem na co narzekać.

Poniżej nasze szczęśliwe twarze. Zdjęcia zrobiliśmy jeszcze w Nowym Jorku i należą do moich ulubionych:)







Pozdrawiamy i ściskamy M&M

PS. Dobrze nam tu.